Moja przygoda z jazdą konną rozpoczęła się tak jak u większości dzieci z Mózgowym Porażeniem
Dziecięcym od hipoterapii, która miała wesprzeć i urozmaicić dotychczas stosowne usprawnianie
. Dla mnie, pięcioletniego wówczas dziecka kontakt z koniem był ogromną przyjemnością. Była to
też nowa forma dostępnego dla mnie ruchu. Jednak po paru latach przestało mi to wystarczać i
zapragnęłam czegoś więcej – nauczyć się samodzielnie jeździć. Z Ludolfiną moim pierwszym
własnym koniem uczyłyśmy się tego razem, jednocześnie ucząc się siebie nawzajem. Z Ludolfiną
jesteśmy już dziesięć lat, w między czasie moje stadko powiększyło się o Kursora i Lunę.
Co mi dają konie oprócz przyjemności obcowania z nimi?
Możliwość uprawiania dostępnej dla mnie formy ruchu, zastępują mi nogi – na grzbiecie konia
docieram tam gdzie one by mnie nie zaniosły.
Przekonanie o tym, że można mieć satysfakcję z pracy ze zwierzętami nie będąc osobą w pełni
sprawną.